poniedziałek, 17 października 2016

Rozdział 12.

Gdy w końcu rano się podniosłam wyglądałam jak trup. Założyłam jakąś parę starych, czarnych spodni i sweterek. Przeczesałam włosy i spięłam je w kucyk. Zeszłam do kuchni. Kiedy pochylałam się nad miską płatków zszedł do mnie Thomas. Słowem się nie odezwał. Chyba jednak dowiedział się co wczoraj zrobiłam. Westchnęłam po cichu. Odłożyłam prawie pełną miskę na blat, zabrałam plecak i rozejrzałam się po korytarzu. Miałam rację kluczyki wisiały na haczyku, a samochód stał na podjeździe. W tym samym miejscu gdzie wczoraj czarne BMW. Zamknęłam drzwi. Na moje włosy spadły zimne krople deszczu. Założyłam kaptur i weszłam do samochodu. Włączyłam radio. Tym razem niczego nowego się nie dowiedziałam. W momencie, gdy zaparkowałam pod szkołą rozpadało się jeszcze bardziej. Po mimo tego, że zdołałam przebiec ten kawałek to nie uniknęłam przemoczenia. Było mi strasznie zimno. Przypomniało mi się, że w szafce mam jakąś siwą bluzę. Szybko poszłam się przebrać i zaczęłam iść w kierunku sali lekcyjnej. Kate stała oparta o ścianę. Podeszła, gdy mnie zobaczyła
- Rose... - zaczęła
- Nie - ruszyłam w kierunku sali. Pociągnęła mnie za rękę
- Stój - jej głos zaczął się łamać
- Oszukujesz mnie. Wszyscy to robicie. Cały czas - wyrwałam swoją rękę z jej uścisku
- To nie tak - zaczęła kręcić głową
- Dobrze wiesz, że znalazłam jego telefon. Czytałam wszystkie wiadomości. Oboje sobie to ułożyliście - przerwała mi
- To nie tak. Nic sobie nie ułożyliśmy - westchnęła - Ty nic nie wiesz
- No właśnie i to jest największy problem. On Ci zabronił? - łzy stały nam w oczach. Nie odważyła się nic powiedzieć. Tylko przytaknęła - Myślałam, że się przyjaźnimy.
- Bo tak jest! - tupnęła nogą jak małe dziecko. Zorientowałyśmy się, że cały korytarz się na nas patrzy.
- Nie tak wygląda przyjaźń. - skrzywiłam się - Nienawidzę Cię. - krople łez poleciały mi po polikach - uciekłam do sali. Schowałam się za filarem w ostatniej ławce. Podczas lekcji nauczyciel włączył jakiś film, więc za bardzo nie musiałam się skupiać. Inaczej nie dałabym rady.
Zaraz po dzwonku wyszłam ze szkoły. Sama nie wiem dokąd szłam. Gdzieś przed siebie. Minęłam tabliczkę z napisem "Bradford" i zaczęłam iść w stronę jakiegoś strumyka. Usiadłam na nim kompletnie nie myśląc o tym jak stąd wrócę. Swoją drogą nawet nie chciałam tam wracać. Tu było lepiej. Też byłam sama. Różnica była taka, że nikt mnie nie okłamywał. Przypominały mi się sceny z ostatnich dni. Ich rozmowy, to jaki był na mnie wściekły, to że powiedział, ze Thomas jest u Kate. Mróz i głód przypomniał mi o rzeczywistości i o tym, ze coś muszę ze sobą zrobić. Nie miałam pieniędzy na taksówkę. Otworzyłam kontakty. Nie przychodziło mi do głowy do kogo mogłabym zadzwonić. W końcu zatrzymałam się przy numerze Nicka. Zaczęłam zastanawiać się co mu powiem, gdyby miał po mnie przyjechać. Przystałam na wersji kłótni z Kate. W końcu to prawda. Choć nie do końca. Nie chciałam go wykorzystywać, ale jakoś musiałam wrócić do domu. Może pozwoli mi u siebie nocować. Wystarczyłaby mi kanapa. Nacisnęłam zieloną słuchawkę przy jego numerze.
- Nick... - zorientowałam się, ze głos mi drży
- Rose? Co się dzieje? - wyczułam niepokój w jego głosie
- Mógłbyś po mnie przyjechać? - przeszłam do konkretu
- Jasne, Gdzie jesteś?
- Jakieś 10 minut drogi za miastem drogą na wschód - udało mi się powiedzieć przez zmarznięte usta
- Co Ty tam robisz?
- Wyjaśnię Ci jak przyjedziesz... - moja bateria padła. Świetnie pomyślałam. Schowałam telefon do kieszeni. Nie mogłam liczyć tylko na to, że na sto procent jego samochód się pojawi. Zaczęłam iść w stronę miasta. Ulica była ciemna. Co jakiś czas przejeżdżał pojedynczy samochód. Kiedy jednak jeden z nich zatrzymał się koło mnie i to nie był ten samochód, na który czekałam mój puls przyspieszył. Szyby się opuściły
- Wskakuj - powiedział chłopak. Kojarzyłam go. Oszołomiona sytuacją bez większego namysłu znalazłam się w środku.
- Dwa dni z rzędu takie wybryki. Ktoś tu szuka adrenaliny - zaśmiał się
- Zaraz wysiądę - odparłam
- Będziesz sama wracała do domu? Powodzenia. Chyba Ci trochę zimno - zaczęłam co raz bardziej ilustrować jego rysy twarzy. Był to jeden z "kolegów" Zayna. Miałam namyśli tych chłopaków, których widziałam wtedy w garażu tego wielkiego domu. Chłopak miał rację. Spadł mi z nieba - Tak też myślałem - podkręcił ogrzewanie. Coś sprawiało, że nie bałam się mu zaufać. - Z Tyłu na kanapie masz koc - wskazał ręką. Wyciągnęłam go i się nim przykryłam. Moje ręce drżały z zimna. Chłopak coś tam jeszcze mówił, ale ja średnio go słuchałam. Po chwili znużył mnie sen. Śniło mi się, że jestem z Kate na zakupach. było tak jak dawniej. Śmiałyśmy się i żartowałyśmy. Z tą różnicą, że moja ręka była spleciona z ręką Zayna. Towarzyszył nam przez cały czas. Poczułam szturchanie
- Nie mała. Nie Zayn. Jestem Louis. Wstawaj - podparłam się na łokciach. Byłam u siebie pod domem. Boże! Złapałam się za usta. Czy ja mówiłam jego imię przez sen. - I długo go nie zobaczysz - zaczął się śmiać
- Co to ma znaczyć? Nie, żebym chciała. Przecież chodzimy razem do szkoły - zmarszczyłam brwi, a chłopak prychnął.
- Zayn i szkoła - z jego ust wydobył się śmiech. Zbyt głośny jak na moją pobudkę - Jest zły na Ciebie
- Nie trudno się domyśleć. Tylko całkowicie bez powodu - wzruszyłam rękoma - Gdyby nie mieszał się w moje ży...
- Gdyby się w nie nie mieszał to już dawno, by Cię tu nie było - jego słowa przyparły mnie do muru - Chcesz rady? Zastanów się najpierw komu masz ufać. Wiem, że nic z tego nie rozumiesz, ale wszystko może wyjaśnić Ci tylko On. Jednak z tego co widzę prędko się to nie stanie - odłożyłam koc na tył auta. Miałam mętlik w głowie.
- Dzięki? - nie wiedziałam co mu odpowiedzieć
- Heh... będziesz potem dziękować - wyszłam już nic nie odpowiadając i weszłam do jak zwykle pustego domu. W takiej chwili brakowało mi tu tłumów. A może właśnie, nie? Położyłam się na kanapie w salonie.
Tak mijały tygodnie...
Od czasu do czasu odzywał się do mnie Nick. Wyjaśniłam mu sytuację z Louisem i przeprosiłam za to, że pofatygował się bezsensu. Poza tym była tylko szkoła (bez Zayna), lekcje, telewizor, sen. Choć tego ostatniego było najmniej. Każdy dzień wyglądał identycznie. Do momentu kiedy mój palec przez pomyłkę wybrał numer do Kate. Niestety nie zdążyłam w porę się rozłączyć. Wydawało mi się, że i tak nie oddzwoni. Najwidoczniej byłam w błędzie. Po 20 minutach od przypadkowego incydentu na wyświetlaczu mojego telefonu pojawiła się jej twarz. Odebrałam.
- Rose? - powiedziała ucieszona
- Przepraszam, to było.. niechcący - wycedziłam
- Oh... no nic - posmutniała - Może jednak... Chciałabyś się... spotkać
- Może - powiedziałam prędzej niż pomyślałam
- Naprawdę? - jej uradowany ton znów wrócił
- Tak - odpowiedziałam zrezygnowana.
- Mam wpaść, czy Ty...
- Przyjedź - rozłączyłam się, aby nie zmienić zdania.
Dobrze wiedziałam, że będzie u mnie za kilkanaście minut. Zwykle tyle trwała jej droga. Zwinęłam koc z kanapy pod, którym leżałam cały tydzień. Zaczęłam odkładać puste kartony po pizzy i myć naczynia. Odłożyłam ostatni talerz, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Dużo się zmieniło. Kate zawsze wchodziła do domu, czy ktoś w nim był, czy też nie. Swego czasu miała tu nawet własne klucze. Otworzyłam drzwi. Przywitała mnie gorącymi, czekoladowymi muffinkami. Uśmiechnęłam się na ten widok. Nie samych babeczek, ale tego, że to właśnie ona je trzymała.
- Cześć? Sama nie wiem co powiedzieć - odłożyła pudełko na stół. Też czułam się niezręcznie.
- Wstawię wodę na kawę - odwróciłam się, żeby włączyć czajnik. W pomieszczeniu panowała cisza. Postawiłam kubki z kawą na stole i sama usiadłam
- Słyszałam o Twojej wielkiej bitwie z Seleną. Ogromnie żałuję, że nie mogłam tego zobaczyć. - uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Zawsze chciałyśmy jej dokopać, ale nigdy dosłownie. Kto by pomyślał, że za chwilę będziemy śmiać się i wspominać? Kto by pomyślał, ze to Selena w pewnym stopniu nas połączy? Nasze śmiechy w końcu ustały
- Przepraszam - westchnęła - Nie chciałam Cię oszukiwać. Robiłam wszystko dla Twojego dobra - skrzywiłam się. Nie można oszukiwać ludzi dla ich dobra - Mówię poważnie. Jeśli chcesz to opowiem Ci o wszystkim - była zdesperowana
- O wszystkim? - rozdziawiłam buzię
- Tylko nie przerywaj mi, bo to trochę potrwa - kiwnęłam głową. Ona opowiadała tak z 5 minut, a mną władały chyba wszystkie negatywne emocje jakie tylko istniały. Od zaskoczenia, przez strach, rozczarowanie do gniewu.
- I to jest koniec. Już. Chyba.. - dreptałam w te i  z powrotem po pokoju.  - Usiądź i powiedz coś - powiedziała desperacko. Zaczesałam włosy do tyłu i zrobiłam o co prosiła
- Czekaj, czy ja dobrze rozumiem. Thomas nie jest moim bratem, jestem adoptowana, mój ojciec... nie jakiś facet, który rzekomo jest moim ojcem, do tego milioner szuka mnie, żeby mnie zabić? Ty jesteś w jakimś gangu? Znaczy wy wszyscy? To jest jakaś ściema - mówiłam co raz szybciej, a mój głos drżał. Wierzyłam jej, chyba - W sumie czemu teraz mam Ci wierzyć?
- Nie układa Ci się to wszystko w całość? Te porwania? Niby czemu zabrali Megan? Wszyscy zawsze Was mylą. Bądźmy szczerzy nie masz nic z Davisów, jeśli chodzi o Wasz wygląd. Tak jak Thomas - skrzywiła się
- On też jest a... - przełknęłam ślinę, a on przytakiwała. Zatrzymała się na chwilę
- Po za jednym. Nie jestem w żadnym pieprzonym gangu. To oni nim są. Ja jestem tam na doczepkę. Bałam się o Ciebie i kazałam Thomasowi mnie w to wciągnąć - spojrzałam na jej dłonie, które drżały. Nie można tyle zmyślać. Albo ma coś z głową albo jest w tym jakaś prawda.
- Czyli jesteście razem? Z Megan wszystko w porządku? - pytania same nasuwały mi się na język
- Tak. Wymyśliliśmy te scenę. Chłopcy nie chcieli, żeby Nathan dowiedział się o mnie. Martwili się. Jeśli chodzi o Megan to jest pod opieką psychologa, ale wyrzucili ją od razu, gdy zorientowali się, że to nie Ty.
- Nathan? - tego imienia jeszcze nie kojarzę
- Prawa ręka Steven'a - mówiła to wszystko, a ja czułam się jak w jakimś filmie.
- A te wiadomości? Ta cała akcja z telefonem - musiałam wiedzieć wszystko
- Lubię drażnić Zayna, Zachowuje się wtedy jak czteroletnie dziecko, któremu ktoś zabrał ostatniego lizaka. Pomysł z telefonem też był mój. Nasz bad boy był przekonany, że boisz się go na tyle, że nigdy byś do niego nie zajrzała. Na nasze nieszczęście zapomniał skasować całą rozmowę z Thomasem i prawie znalazłaś się w kryjówce Nathana - w tym momencie zrobiło mi się gorąco, a świat zaczął wirować. Kate zauważyła, że coś jest nie tak i podała mi szklankę z wodą. - Teraz kiedy wszystko wiesz. Może być prościej. Przynajmniej nie trzeba będzie Cię pilnować. Malik kazał siedzieć nam cicho. Uważał, że będzie prościej jak będzie pilnował Cię jeżdżąc w kółko koło Twojego domu - prychnęła i wywróciła oczami.
- A Aire Street?
- Tamtej nocy znalazł się tam zupełnie przypadkowo. Te wszystkie napady... ktoś podał Twój fałszywy adres ludziom Nathana. - byłam przerażona. Do oczu naleciały mi łzy
- Steven jest wpływowy. Nie chce, żeby ktokolwiek odziedziczył fortunę prócz jego synka, którym kieruje jak kukiełką i jest taki sam jak on. - zaczęła głaskać mnie po ramieniu
- Nie chce niczyich pieniędzy
- To go nie obchodzi. Zawsze możesz zmienić zdanie - skrzywiła się
- A moja... ta kobieta, która - nie mogła wydobyć z siebie tych słów
- Nie żyje - Kate mnie przytuliła - Idź się położyć. To chyba za dużo jak na jeden moment - kiwnęłam głową i udałam się na kanapę w salonie, tak jak przez ostatnie dni. Kate przykryła mnie kocem i przytuliła. Udawałam, że śpię kiedy zadzwonił jej telefon. Wyszła z pomieszczenia. Słyszałam tylko pojedyncze słowa i jej podirytowany ton głosu.
- Powiedziałam jej... Zasługuje na to. Nie mogłam jej tak dłużej oszukiwać. Tak mówię poważnie, Skarbie. Nie, nie dawaj mi go do... Tak wiem... Przestań się na mnie wydzierać. Nie zamierzam jej dłużej ranić. Nie może wiedzieć, że jest sama. Przykro mi Zayn. - po tych słowach znów znalazła się przy mnie, a ja w końcu usnęłam. Kiedy się obudziłam leżała obok na fotelu przykryta kocem. Podniosłam się
- Rose... - w drzwiach stanął Thomas, a w moich oczach pojawiły się łzy. Podszedł mnie przytulić, ale ja się odsunęłam. Spojrzałam na Kate i znów na niego - Wyjdźmy stąd - włożyłam buty, kurtkę i wyszłam przed domem - Czemu nawet Ty?
- Musiałem Cię chronić. Jesteś moją sio...
- Nie prawda - przerwałam mu - Nie jesteś moim bratem - dobrze wiedziałam, ze kłamię. Po mimo wszystko zawsze nim będzie
- Prawda - pociągnął mnie za rękę i przytulił, a ja uległam i też go przytuliłam - Co by się nie stało jesteś moją małą siostrzyczką. Przepraszam. Spieprzyłem. Oboje spieprzyliśmy. - spojrzał w stronę okna, w którym było widać moją śpiącą przyjaciółkę. Staliśmy tak na zimnie jeszcze kilka minut. Cisze przerwał dźwięk samochodu, którego wyglądu już prawie zapomniałam. Ścisnęłam dłoń Thomasa z całej siły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz